maja 06, 2017

Mia Sheridan - Bez Szans



Dziś przychodzę do Was z recenzją - trochę krótszą - jednej z książek Mii Sheridan, którą miałam okazję ostatnio przeczytać, czyli "Bez Szans". Już nawet nie pamiętam, od jak dawna odkładałam jej czytanie na później, czego nie żałuję, bo myślę, że musiałam pozamykać serie, które czytałam i poznać historie, które w mojej głowie były priorytetowe, by móc przygotowana, ze spokojnym sercem podejść do lektury. Moje pierwsze spotkanie z tą autorką odbyło się podczas odwyku kawowego (od 2017 piję czekoladę) z książką "Bez Słów", którą pokochałam. Zawładnęła moim sercem, co sprawiło, że miałam ogromne oczekiwania wobec "Bez Szans", a tak naprawdę z początku historia mnie nie wciągnęła (nie była też zła!), przekładałam kartki, czekając na to, co stanie się dalej... i się stało. Po zakończeniu czytania pomyślałam "WOW", ale dopiero po tym, jak trochę odetchnęłam, bo bardzo się wzruszyłam. To pierwsza książka, która dosłownie, a nie tylko metaforycznie złamała mi serce.

"Nawet tam, gdzie nie ma nadziei
jest miejsce dla miłości ."

 

Historia opowiada losy Kyland'a i Tenleigh, nastolatków mieszkających w bardzo biednym, górniczym miasteczku. Oboje bratają się z głodem, chłodem, starymi ubraniami i brakiem pieniędzy. Oboje też mają taki sam cel - wyjechać z miasta i swoje nędznego życia. W tym może im pomóc tylko stypendium za najlepsze wyniki w szkole, ale taka nagroda przyznana może zostać tylko jednej osobie...

Kyland zmaga się z samotnością, ale to jego najmniejszy problem w porównaniu z walką, jaką musi stoczyć z biedą. Robi wszystko, co może by jakoś się trzymać, a pomóc mu w tym może tylko dystans do ludzi, którzy mają w życiu tak źle - czy gorzej - jak on. Nie chce miłości, bo nie zamierza oglądać się za siebie, gdy uda mu się wyrwać z piekła, w jakim musiał dorastać, a w którym się się teraz znajduje. Miasteczko niesie ze sobą same bolesne wspomnienia...

Tenleigh codziennie walczy o godność i rodzinę. Zmaga się z uciążliwą chorobą matki, na której leki musi wydać każde pieniądze, jakie jej i jej siostrze uda się zdobyć. Musi się mierzyć się z zapatrzonymi w sobie ludźmi, by przetrwać. Jedną z rzeczy, które Ten najbardziej się obawia to złamane serce...

Los sprawia, że ta dwójka zakochuje się w sobie w najmniej odpowiednim momencie, co wpływa na całą ich przyszłość. Kyland i Ten odnajdują w sobie wsparcie i zapomnienie, ale im bliżej poznania wyników, tym bardziej napięta staje się atmosfera. Ktoś zostanie, a ktoś odjedzie, aby móc żyć lepiej. Czy ich miłość jest w stanie to przetrwać? Czy będą w stanie spojrzeć sobie w oczy, gdy po latach spotkają się ponownie?

"Któregoś dnia, kiedy spełnię swoje marzenia, pomyślę o tych wszystkich rzeczach, które złamały mi serce i będę za nie wdzięczny."


Mia Sheridan znana jest z tego, że swoje książki pisze na podstawie mitów i znaków zodiaku. Bez Szans zainspirowała bykiem. To smutna i surowa historia, nigdy się z niczym takim nie spotkałam, przez co aż do końca lektury nie potrafiłam zrozumieć, jakie uczucia mną targają.

Bieda. Opowieść o ludziach zamieszkujących tę część Apallachów pełna jest ściskającej serce biedy, którą mamy na głównym planie. Cokolwiek bohaterzy zrobili, jakąkolwiek decyzję podjęli, zawsze w pierwszej kolejności brali pod uwagę biedę. Wszyscy rywalizowali o ochłapy - choć moim zdaniem zasługiwali na więcej, bo wiedzieli, czym jest ciężka praca - o marzenia i miłość, a to wręcz łamało serce. Najciekawsze były relacje Ten z Kylandem, bo od początku były skomplikowane, a skoro ich poziom życia był równy, jedynym sposobem na wyrwanie się z surowej rzeczywistości dla obojga był taki sam. Sukces jednego oznaczał porażkę drugiego, co było rysą na ich miłości.

"- Niech cię piekło pochłonie. - Pochłania. Każdego dnia. Dla Ciebie."


Autorka miała ciekawy pomysł na tę książkę, ale dla mnie to raczej było jak dwa pomysły złączone w jedną całość. "Przez zdobyciem stypendium i "po", niezależnie jednak, czy zostałoby to napisane tak jak jest, czy w odwrotnej kolejności albo nawet z podzielonymi rozdziałami na przeszłość-przyszłość-przeszłość-przyszłość, wszystko wydawałoby się takie same - w pozytywnym sensie. Bohaterka z początku trochę mnie irytowała. Robiła rzeczy, których nie przemyślała, czasami jej zachowania były dziwne lub żałosne, ale to były tylko przejawy, pojedyncze wyskoki, które z czasem się unormowały. Czasami miałam też wrażenie, że wycięto ją z książki, w której była "raczej ważna", ale posiadała cechy, które temu przeczyły; była lojalna, sprawiedliwa, czuła i opiekuńcza. Kyland natomiast bardzo pasował do tej opowieści. Skrzywdzony przez życie, chwytający się każdej możliwej szansy na ratunek, ale nie w sposób zdesperowany. Wyraźnie tracił nadzieję, którą zwróciła mu Tenleigh, a on był na tyle silny by z powrotem ją przyjąć. Nie poddawał się i nie pozwalał sobie na słabość, przez całe życie właściwie przyjmował na siebie największy trud. Surowy i konsekwentny - jak sama książka.

Choć zapewne w zamyśle autorki nie było myśli o stworzeniu książki głównie o poświęceniu, ale o innych wartościach, to ja ją tak odebrałam. Poświęcenie to coś, co najbardziej rzuciło mi się tutaj w oczy i co najmocniej wpłynęło na moje emocje. W którymś momencie historia robi wielki zawrót i piękna sielanka zamienia się w piekło w taki sposób, na jaki nie jesteśmy w stanie się przygotować. Tamten moment złamał mi serce, zmusił do gniewu, rozpaczy i płaczu - jeśli już do niego dotrzecie, na pewno będziecie wiedzieć, że o niego mi chodziło. 

Często recenzenci piszą, że książka złamała im serce bla, bla, bla, ale nie jestem pewna, czy to prawda. Do tej pory wydawało mi się, że już to przeżyłam, bo nie raz płakałam podczas czytania, ale tylko przy tej naprawdę poczułam się tak, jakbym sama w niej była i to przeżyła, wszystko wydawało się takie autentyczne, że bałam się, czy do końca zostaną mi jakieś skrawki serca. Na szczęście tak! Nie każdy otrzymał szczęśliwe zakończenie, ale sądzę, że każdemu z nich w jakimś stopniu odwdzięczyła się karma.

Tak na koniec dodam, że "Bez Szans", jak już pewnie zdążyliście się domyślić, to bardzo głęboka, wzruszająca książka, opowiadająca o rzeczywistości z najgorszej możliwej strony, zmuszająca do popełniania błędów świadomych i nie. Nie jest to książka 10/10, bo nie jest idealna, wiele rzeczy bym wykreśliła, ale to, jakie emocje towarzyszą czytelnikowi podczas jej poznawania są szczere i trafiają w najwrażliwsze struny człowieka. Czyta się ją szybko... nie, poprawka, pochłania się ją, a język jest wygodny i nie możemy się od niej oderwać.


"Żadna z tych rzeczy nie była wielka. Większość należała do tych najprostszych. Ale w tej chwili wiedziałem, że rozmiar domu, samochodu, portfela nie ma absolutnie nic wspólnego z rozmiarem życia."



 

Brak komentarzy: