listopada 05, 2018

Bez złudzeń | Mia Sheridan


Zarówno Gabe, jak i Crystal mają za sobą trudną przeszłość. Życie Crystal nie było usłane różami, nigdy nie miała prawdziwej rodziny, która pokazałby jej jak kochać, doznawała tylko krzywd ze strony napotkanych osób. Nawet teraz jest pozostawiona sama sobie. Żeby mieć się z czego utrzymać, zarabia jako striptizerka w klubie nocnym. To tam po raz pierwszy zauważa ją Gabriel Dalton. Piękny mężczyzna widzi w niej coś wyjątkowego i postanawia właśnie ją poprosić o pomoc. Wydarzenia z dzieciństwa Gabe'a to najmroczniejszy czas w jego życiu, ale jest zdeterminowany, by poradzić sobie z traumą. Idąc do Platinum Pearl nie spodziewa się znaleźć miłości, nie uważa tego nawet za do końca dobry pomysł. Crystal nie jest w stanie przeoczyć dobra i życzliwości bijących z oczu Gabriela, więc po długim czasie wahania decyduje się mu pomóc. Sama jednak okazuje się być osobą, która potrzebuje jego pomocy nawet bardziej.


"Potrzebował kogoś ciepłego i troskliwego, kto by się nim zajął. Posklejałby te porozbijane części, patrzyłby mu w oczy i stał się dla niego ukojeniem. Tymczasem nie byłabym w stanie nawet siebie poskładać do kupy, bo rozleciałam się na kawałki zbyt dawno temu."


"Bez złudzeń" to pozycja, którą trudno mi jednoznacznie ocenić. Początkowo czytając, odniosłam wrażenie, jakbym wcale nie czytała książki napisanej przez Mię Sheridan. Brakowało mi emocji i wyrazistości w bohaterach, a do tego akcji, bo szczerze mówiąc, niewiele się działo. Około setnej strony zaczęłam się jednak wciągać coraz bardziej, aż wystrzeliłam z procy, by dotrzeć do ostatniej strony, niezwykle ucieszona pięknym zakończeniem jeszcze piękniejszej historii. Opowieść Crystal i Gabe'a to niezwykła opowieść o miłości, jej leczniczej sile, ale przede wszystkim sile nas samych, by podnosić się z kolan, gdy upadamy i znajdować promyczek słońca w największej ciemności. Choć pozycja ta, w moim odczuciu, nie należy do najlepszych autorki, to cieszę się, że miałam okazję ją poznać.

Crystal jest jedynie imieniem scenicznym głównej bohaterki. Mówi nam ono o tym, jak widzą ją inni, nie o tym, kim, ani jaka jest. A jest to kobieta ledwo wiążąca koniec z końcem i godząca się na każde zło w swoim życiu, uważając, że zasłużyła na wszystko, co jej się przydarza. Jest to wynikiem jej dotychczasowych doświadczeń i faktu, że nigdy nie miała wzorca, kogoś kto nauczyłby ją, że należy walczyć o siebie, pozwolić sobie być szczęśliwą i przestać się ukrywać za maską obojętności. I tą osobą jest Gabriel, który jest jej własnym aniołem stróżem. Od momentu, gdy ich drogi się przecinają, życia ich obojga diametralnie się zmieniają. Gabe okazuje się być niezwykle szczerym, hojnym, serdecznym, a przede wszystkim zaskakująco pozytywnym i pełnym nadziei mężczyzną, biorąc pod uwagę wszystko, co przeszedł i co zostało mu odebrane. Odniosłam też wrażenie, że był dość naiwny, może trochę wyidealizowany. Nieco naciągane wydawało mi się, że tak łatwo pogodził się z tym, co mu się przydarzyło. Równie nierealny wydał mi się fakt, że Gabe niezwykle przywiązał się do Crystal i przyjął ją pod swój dach po kilku spotkaniach, gdy była dla niego wciąż obcą osobą. Niemniej jednak tym dwoje zdecydowanie pisane było być razem, mimo długiej i krętej wędrówki, którą musieli przebyć nim zaznali odrobiny wspólnego szczęścia.

Najbardziej w książce podobało mi się to, jak Mia Sheridan ukazała proces leczenia ran i godzenia z przeszłością. Przedstawiła miłość jako katalizator i źródło siły do tego, by ruszyć do przodu, a nie lekarstwo na całe zło. Pokazała, że nasze blizny na duszy to coś, co tylko my sami możemy wyleczyć, zamiast polegać na innych, aż nie będziemy wiedzieli, kim jesteśmy. Że miłość nie sprawia, że problemy znikają, choć istotnie pomaga i staje się słońcem w deszczowe dni.

Historia Crystal i Gabriela to jedna z tych, które rozwijają się dość wolno, nawet jeśli miłość pojawia się w miarę wcześnie. Bowiem granice, które muszą przekroczyć, by się do siebie zbliżyć, zarówno te psychiczne, jak i fizyczne, które są ważnym wątkiem w książce, to kolejne z przeciwności, które muszą nauczyć się omijać. "Bez złudzeń", czyli takie jakim było życie bohaterów, to opowieść nie tyle o miłości czy jej leczniczej sile, ale także o poszukiwaniu siebie, uczeniu się na błędach, odwadze, bólu, strachu i nadziei. Niezbyt zaskakująca, dość przewidywalna, ale piękna w prostocie, wywołująca uśmiech na twarzy i fascynująca do obserwowania, jak bohaterzy oddają sobie swoje serca i kochają się nawzajem miłością dojrzałą i czystą, mimo blizn.


"Owszem, pragnąłem, aby jej rany się zabliźniły, i miałem nadzieję stać się częścią tego procesu. Jednak nikt z nas nie jest w stanie uleczyć innego człowieka. Reformować możemy wyłącznie samych siebie."


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Edipresse.

Brak komentarzy: