czerwca 26, 2017

Przedpremierowo: Światło, które utraciliśmy | Jill Santopolo



Gdy wieże WTC w Nowym Jorku runęły, Lucy i Gabe poznali smak miłości i zrozumieli, że życie jest zbyt kruche i nieprzewidywalne, by pozwolić sobie dłużej zwlekać z ich pragnieniami. Jednak studencka miłość okazała się tak nietrwała jak wieża. Zakochani żyją ambitnie, wypełniając swoje wspólne życie planami, wspomnieniami i przywiązaniem, a kiedy Lucy zaczyna się również spełniać na polu zawodowym - jej program telewizyjny cieszy się dużą popularnością - miłość okazuje się nie być wystarczająca... Gabe bez żadnej konsultacji czy kompromisu zniknął, by podążyć za własną pasją - zostaniu reporterem na Bliskim Wschodzie. W kolejnych latach mężczyzna wciąż podąża za marzeniem ukazania ludziom prawdy, okropnej i pełnej przemocy, ale prawdziwej, poprzez swoje fotografie. Dzień, w którym Lucy otrzymuje wymarzoną nagrodę Emmy za swój program telewizyjny, okazuje się być dniem, w którym rozdzierające serce wieści mają odmienić całe jej życie i przekreślić wszystko, co dotąd budowała. I co budował on. Czy pierwsza miłość również jest ostatnią? Co jest ważniejsze, rodzina czy sukces?


"Nauczyłeś mnie, że zawsze trzeba szukać piękna. W ciemności, w ruinach potrafiłeś odnaleźć światło.  Nie wiem, jakie piękno i jakie światło teraz odnajdę. Ale spróbuję. Zrobię to dla ciebie. Bo wiem, że ty zrobiłbyś dla mnie to samo."


Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki, która swoją premierę będzie miała 5 lipca. To książka, która mną wstrząsnęła i sprawiła, że jeszcze przez długi czas jej nie zapomnę. Nie chcę zdradzać zbyt wiele fabuły tej książki, bowiem sami powinniście ją poznać. Opowiem Wam o emocjach, które towarzyszyły mi podczas jej czytania oraz o wnioskach, które dzięki niej wyciągnęłam.

Tym, co czyni tę książkę wyjątkową jest narracja Lucy, w której zwraca się bezpośrednio do Gabe'a. Opowiada nam ich historię oraz to, jak potoczyły się dalsze losy obojga, gdy ich ścieżki rozeszły się w dwóch różnych kierunkach, zabierając ze sobą światło, które towarzyszyło im, kiedy byli razem. Każdy rozdział zaczyna się od sentencji, pewnego rodzaju przemyśleń Lucy, która wraz z biegiem czasu zaczęła dostrzegać sens przeszłych sytuacji. Książka została napisana niczym jeden wielki cytat. Każde słowo ma głębokie znaczenie i jest naznaczone piętnem życia oraz bólem. 

Z niewiadomych powodów nie spodziewałam się niczego wielkiego po tej książce. W końcu scenariusz, w którym dwoje ludzi rozchodzi się z powodu kariery to standard. Otóż nie! Ta opowieść ukazuje życie w pełnej krasie, wypełnione bólem, złymi oraz dobrymi decyzjami, sukcesami i porażkami. Czy nasza jedna decyzja może wpłynąć na innych ludzi, naszą przyszłość w każdym calu i pod każdym względem? Otóż tak i o tym właśnie mówi ta książka. O tym, o sile marzeń, rzeczach, które jesteśmy w stanie poświęcić, by je osiągnąć, emocjach, które nas przepełniają, o sztuce i chęci pokazania światu prawdy.

W książkę wciągnęłam się od pierwszych stron, tak, że całość pochłonęłam w siedem godzin, a później przez następne tyle dochodziłam do siebie po tym pięknym, a zaraz wyniszczającym zakończeniu. Wielokrotnie się wzruszałam, w końcu płakałam jak bóbr - w żadnym razie nie czytajcie jej bez chusteczek! Nie mamy tutaj sztucznych happy-endów, bajek niczym w "Kopciuszku", ani spełnienia marzeń takiego, jak w filmach dla nastolatków. Z ciekawością i nostalgią, w którą wprowadziła mnie autorka, poznawałam największe sekrety miłości między dwojgiem ludzi, którzy odczuwali emocje silniej niż inni. Później dawałam się ponieść do ciągu dalszego, które rozrywało mi serce. Poznawałam nowych ludzi w życiu Lucy, którzy mieli zrekompensować jej pierwszą miłość. Tylko, co wtedy, jeśli wraz z utraceniem największej miłości swojego życia, tracimy również kolory świata, zdolność odczuwania tak mocno jak kiedyś? Chyba nie pozostaje nam zadowolić się tym, co mamy i zaakceptować to, czego mieć nie możemy.

Mężczyźni w życiu Lucy to dwa odrębne światy. Gabe, marzyciel, spontaniczny i gotowy na każde wyzwanie, zwiedzający świat, kochający mocno, a żyjący szybko oraz pragnący przysłużyć się dla świata, był bardzo wrażliwy na okrutną rzeczywistość. Darren natomiast to ciepły, kochający facet, potrafiący poskładać do kupy fragmenty papierowej laleczki, dający bezpieczeństwo i stabilność, lubiący mieć zaplanowane wszystko od początku do końca. Pokazał Lucy, jak żyć inaczej, ale czy pozwolił zapomnieć o tym, co miała kiedyś, a co straciła? Akcja książki rozciąga się na ogromną skalę. Zaczyna się na studiach, a kończy, gdy jest już zamężną kobietą, która ma swoją bezpieczną przystań, dzieci i szczęście, o jakim marzy niejedna kobieta. 

Jeśli podobała Wam się "Love Rosie" to ta książka również powinna przypaść Wam do gustu. Mają wiele wspólnych wątków, jednak nie przypominają siebie w żaden sposób. "Światło, które utraciliśmy" jest opowieścią realistyczną, w której bohaterowie są autentyczni, a świat przedstawiony w niej został skonstruowany tak, aby każdy, niezależnie od wieku, mógł się w niej odnaleźć. W niektórych momentach napawa nas nadzieją, w innych łamie nam serca, w kolejnych je depcze po tym, jak pozbiera je do kupy. Kilkakrotnie chciałam rzucić książką o ziemię, bo była tak brutalnie prawdziwa i przekonująca, że przeżywałam wszystko razem z bohaterami, utożsamiając się z nimi. 

Koniecznie powinniście ją przeczytać, nie po to, żeby spędzić miło czas w piątek wieczorem, tylko po to, by nauczyć się istoty bólu, uświadomić sobie, jak kruche jest życie, a jak mocno powinno kochać się ludzi, których tak łatwo można stracić. Jak ciężkie jest dorosłe życie, nawet jeśli mamy opracowany plan na najbliższe 10 lat. Ta pozycja jest obowiązkowa dla każdego wrażliwego czytelnika lubiącego popłakać, a jednocześnie zakochać się w bohaterach na czas lektury. To wyjątkowa książka, którą musicie mieć na swojej półce, bo ona uczy, uświadamia i skłania do refleksji zarówno nad własnym życiem, jak i nad rzeczywistością, która nas otacza. Przez chwilę nawet poczułam się jakbym się zestarzała w bardzo krótkim czasie, ale były takie momenty, kiedy czułam się silna i wolna. Mogłabym pisać o niej jeszcze więcej i więcej, ale chyba lepiej, jeśli po prostu dam Wam radę. Jeżeli zobaczycie ją w księgarni, nie przechodźcie obojętnie! Obiecuję, że się na niej nie zawiedziecie. Myślę, że sama okładka, która została pięknie zaprojektowana, zachęci Was do kupna tej pozycji.


Za przedpremierowy egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Otwartemu!


Brak komentarzy: