listopada 12, 2017

The Perfect Game #1. Rozgrywka | J. Sterling

Premiera: 25.10.17
Ilość stron: 304
Wydawnictwo: Sine Qua Non


Jack jest gwiazdą drużyny baseball'owej. Jest też przystojny, a dziewczyny zmienia jak rękawiczki. Chłopak nigdy nikogo nie kochał, dopóki nie poznał Cassie, która kocha fotografować. Uprzedzona przez przyjaciółkę, postanawia omijać go szerokim łukiem. Jack jednak nie zamierza się poddać, tym bardziej, że okazuje się, iż on i Cassie mają ze sobą wiele wspólnego w kwestii trudnej przeszłości.
Czy Jack nauczy się kochać Cassie tak jak powinien? Czy Cassie obdarzy go swoim zaufaniem, które przychodzi jej z trudem?

"Zwróciłeś kiedyś uwagę na to, jak piękne bywają słowa? Jak łatwo jest mówić coś, co się wie, że ktoś chce usłyszeć? Jak kilkoma marnymi zdaniami można wpłynąć na czyjeś całe życie? Ale kiedy w ślad za nimi nie idą czyny, słowa są zupełnie bezużyteczne. To tylko dźwięki i sylaby. Nieznaczące zupełnie nic."

Ta recenzja będzie słodko-gorzka. Rozgrywka przypomina mi bowiem takie fanfiction, w którym wszystko dzieje się bardzo szybko, nie jest ambitne, ale pisane lekko, dzięki czemu czyta się szybko i przyjemnie. Muszę przyznać, że to pierwsza taka książka, w której każdy bohater, może z wyjątkiem Deana, mnie irytował, a decyzje, które czasami podejmowali to tak ewidentne pomyłki, że miałam ochotę postawić przed nimi transparent z napisem "nie rób tego!".
Wieem, powiało grozą, ale bohaterzy to jedyny element oceniany przeze mnie negatywnie, jeśli chodzi o tą pozycję. Niestety ich osobowość wpływała na wszystkie wydarzenia, które stanowiły najważniejszą część książki.

Zacznijmy od Cassie -  naiwna, nie ma własnego zdania ani honoru, jest głupia jak but i zmienna jak skarpetka. W jednej chwili musi błagać wcale nie lepszą przyjaciółkę, by pomogła jej utrzymać rezon, a w drugiej sama próbuje ją przekonać do tego, co dla niej najlepsze w związku z miłosnymi rozterkami. Z drugiej strony miała na tyle życzliwe - albo miękkie - serce, że potrafiła postawić czyjeś dobro nad swoje, nawet w trudnej dla niej sytuacji.
Jack - najbardziej nieracjonalna postać fikcyjna, jaką znam i jedna z bardziej czarujących i przystojnych jak diabli. Mówi jedno, jest przekonany, co do swojej racji, aż do samego końca, bo zrobi drugie.

 Autorka miała zamysł na stworzenie ciekawej, choć schematycznej opowieści o zwykłej dziewczynie i sportowcu w colleg'u. Pierwsze sto stron przeleciało w mgnieniu oka, kilka zdawkowych spotkań pomiędzy powyższymi, potem nagła randka, zwierzanie z przeżyć po kilku dniach znajomości i wyznania miłości. Wszystko to do dziewięćdziesiątej strony. Potem mieliśmy szansę poznać bliżej kulisy życia popularnego sportowca, czego nie było choćby w "Układzie" Elle Kennedy czy "Przypadkach Callie i Kaydena" Jessicy Sorensen, do których nietrafnie porównywana jest "Rozgrywka". To akurat mi się podobało i było plusem, który ratował książkę. Dalej wszystko zaczęło się komplikować, a bohaterowie zaczęli podejmować decyzje, które zaważyły na ich dalszych losach. To ta część, która najbardziej mnie denerwowała, ale również złamała mi serce i naiwnie skleiła. Autorka wplotła tutaj coś zaskakującego i nieczęstego w książkach, a mimo to żałuję, że w ogóle się pojawiło. Chcę Wam o tym wykrzyczeć, a jednocześnie nie mogę, bo sami musicie to odkryć. Sterling wdrążyła motyw, który nie jest wcale nowy, ale rzadki i bardzo komplikuje fabułę.

Rozgrywka sama w sobie jest prosta w odbiorze i naprawdę nie jest karą czytanie jej. Jednak, kiedy mnie coś denerwuje (co zdarza się rzadko), to jest już źle. To typowa młodzieżówka, ma ona mnóstwo wad i jest niedopracowana, jednak jest to pierwsza książka Sterling i podejrzewam, że następne części The Perfect Game będą lepsze, bo ma na to zadatki. Pochłonęłam ją łącznie w kilka godzin, dzięki płynnemu językowi, jakim posługiwała się pisarka. Przez większość czasu kartki przerzucają się same, ale w pewnym momencie następuje zwrot akcji, który karze skupić się na lekturze. Mam naprawdę mieszane uczucia do wplecionych tu wątków, ale one w pewnym sensie zdenerwowały mnie, jak już wyżej wspomniałam. złamały mi serce, a także w końcu je skleiły naciąganym zakończeniem. Mimo to nie oceniam książki źle, nie brnęłam przez nią, wymyślając to nowe sposoby na uśmiercenie postaci ani nie rzucałam książką za każdym razem, gdy coś mi nie pasowało. Prócz bohaterów, właściwie nie widzę żadnych negatywnych cech, prócz kilku niedociągnięć, które z biegiem czasu autorka na pewno wypracuje.

Jeśli zastanawiacie się, czy sięgnąć po tę książkę, mogę ją Wam polecić na jedno popołudnie jako odmóżdżacz po ciężkich lekturach. Spodoba się fanom romansów i niewymagającym czytelnikom.

"- (...) jestem pokiereszowana.- Wszyscy jesteśmy. Stąd wiemy, że żyjemy. [...] Nasze blizny nie pokazują nam kierunku, w którym powinniśmy zmierzać, Cass, lecz przypominają, skąd przyszliśmy."



Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu SQN oraz portalowi CzytamPierwszy.pl


Brak komentarzy: