listopada 22, 2017

Friendzone | Sandra Nowaczyk [Book Tour u Książkowy Świat]

Premiera: 05.07.17
Ilość stron: 408
Wydawnictwo: Feeria Young


Tatum i Griffin znają się od dziecka. Każde ich wspomnienie jest wspólne i nic nigdy nie było w stanie zniszczyć ich przyjaźni. Byli nierozłączni, przeżyli razem wszystkie trudne i szczęśliwe momenty ze swojego życia i tak miało być na zawsze. Jak to mówią "nigdy nie mów nigdy". Jeden wspólny taniec na balu maskowym raz na zawsze wszystko zmieni. Obudzi lawinę uczuć i sprzecznych emocji, a w ich relacji zacznie zgrzytać. Jak połączyć przyjaźń i miłość, skoro tylko jedno z nich jest możliwe? Tym bardziej, że oboje tkwią w szczęśliwych związkach...

"Mówią, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Ale ja jestem gotowa wchodzić do niej raz za razem, brodzić po kostki w lodowatej wodzie. Tonąć w emocjach, wspomnieniach i pragnieniach. Igrać z ogniem i sprawdzać, jak długo mogłabym trzymać głowę pod wodą (...)."

Na samym początku chciałabym podziękować Michalinie z bloga Książkowy Świat, która zorganizowała Book Tour i dzięki której miałam okazję przeczytać tę książkę. To nieznane mi dotąd uczucie czytania jakiejś pozycji, a przy tym uśmiechania się do notatek na marginesach innych osób było dla mnie nowe i wiem, że na pewno muszę to jeszcze powtórzyć. Słowa, które czytałam, a z którymi - zwykle - się zgadzałam sprawiały, że nie tylko poczułam jedność z innymi czytelnikami, ale też spojrzałam na pewne rzeczy w książce z innego punktu widzenia, co pozwoliło mi dojrzeć zarówno minusy, jak i plusy. Miło też wiedzieć, że istnieje tak wiele osób, których dusza przypomina moją i wszyscy chcielibyśmy podkreślić ten sam cytat, aż już nie starczy miejsca.

Byłam bardzo ciekawa debiutu polskiej autorki młodego pokolenia, tym bardziej, że przeczytałam mnóstwo pozytywnych opinii. Nikt jednak nie wspomniał o minusach tej książki, przez co nastawiłam się na coś lepszego niż dostałam. Książka nie jest zła, absolutnie, szczególnie biorąc pod uwagę wiek pisarki i jej już obecny talent, który należy trochę doszlifować. Muszę też przyznać, że porównanie Sandry Nowaczyk do Estelle Maskame okazało się całkiem trafne, bo chwilami czułam się, jakbym czytała serię Dimily.

Czasami czuję się jakby wspieranie polskich autorów było moją pracą, którą uwielbiam wykonywać. A za każdym razem, gdy autor pozytywnie mnie zaskakuje, to tak, jakbym dostała właśnie awans. Myślę, że nadzieja tkwi w młodych autorach, których nikt jeszcze nie odnalazł, takich którzy czekają na odpowiedni moment lub w tych niepewnych swojego talentu, którzy jeszcze się nie pokazali. Mam nadzieję, że niedługo to zrobią, a wydawnictwa zaczną ich doceniać, tak jak Wydawnictwo Feeria dało szansę Sandrze.


Autorka ma lekkie i płynne pióro, a to sprawia, że książkę czytało mi się szybko i przyjemnie. Miałam wręcz wrażenie, że mogła to być książka zagranicznego autora, bowiem kreatywne pisanie to na pewno jest jej mocna strona. Niestety w treści pojawiło mnóstwo długich, jak na moje oko, zbędnych opisów, które mnie nudziły i założę się, że bez nich książka byłaby prawie o połowę krótsza. Pamiętam, że zaczynając czytanie pomyślałam "ale super, w końcu trafiłam na nieirytujących bohaterów". Jak to mówią, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Nie ja jedna zauważyłam, że postaci z czasem stawały się coraz bardziej niezdecydowane i egoistyczne, a pewne wydarzenia mocno naciągane. Friendzone z założenia opowiada o miłości, ale miałam wrażenia, że jest jej tu raczej niewiele, a jej nagłe wybuchy biorą się znikąd, po czym wracamy do punktu wyjścia.

Najbardziej podobało mi się przedstawienie portretu przyjaźni i obalenie stereotypów - każdych, nie tylko tych dotyczących jej samej. Historia opowiada o tym, by nie oceniać książki po okładce, o relacjach międzyludzkich, pomiędzy przyjaciółmi, bliskimi. Pierwszy z motywów mocno mnie poruszył. Przyjaźń, choć w jej obrazie często pojawiały się jakieś niezałatane dziury, okazała się być wyjątkowa, wieczna, czyli taka jak być powinna, którą bohaterowie mogą wspominać. Gdybym ja miała kogoś takiego jak Griffin miał Tatum lub na odwrót, byłabym jedną z najszczęśliwszych osób na świecie.

Jeśli macie ochotę na coś lekkiego, na dwa wieczory, przy kubku herbaty, Frienzone jest idealną książką. Niewymagającą, określającą wartości, chwilami zabawną, pełną pięknych cytatów.

"Upadłam. Boleśnie upadłam, a nie ma osoby, która podałaby mi dłoń."




Brak komentarzy: