czerwca 09, 2017

Królewska Klatka | Victoria Aveyard


Mare jest więźniem Mavena, pilnie strzeżonym przez Szeptaczy, którzy nie tylko pozbawiają ją mocy, ale także osłabiają. Mare towarzyszy mu na każdym kroku w towarzystwie ochroniarzy, jest zabawką, trofeum, zdobyczą, a przede wszystkim, okiem w głowie Mavena. Za wszelką cenę próbuje utrzymać ją przy sobie, ale to najmniejszy z jego problemów. Kraj zaczyna się buntować, a rządy Mavena najwyraźniej nie podobają się Domom szlachetnych rodów, które dzielą się na jego sojuszników i wrogów. W tym czasie Szkarłatna Gwardia najwyraźniej skompletowała wszystkie nazwiska z listy Juliana, bowiem szykują się do ataku i przede wszystkim, odbicia Mare. Jednak i tam nie dzieje się dobrze, bowiem Gwardia została podzielona na Czerwonych, Nowych i Srebrnych, których używa się jako broni. To, jak wszystko inne, działa w obie strony, a sojusznicy, którymi powinni być, nie są w stanie obdarzyć się zaufaniem. Więc, jak odbić Mare, gdy wszystkim grozi niebezpieczeństwo?


Kiedy usłyszałam o premierze "Królewskiej Klatki", która dodatkowo miała się odbyć 24 maja, czyli w moje urodziny, prawie skakałam do sufitu. Byłam bardzo podekscytowana, bo czas od wyjścia poprzedniej części szybko mi minął, choć nie powiem, że czekanie nie było torturą, po tym, jakie zakończenie "Szklanego Miecza" zaserwowała nam autorka. Druga część podobała mi się o wiele bardziej niż pierwsza, choć brakowało mi tam trochę wątku miłosnego, a przynajmniej było z nim sucho. :D Trzecia część mi to zrekompensowała, ale tylko pod tym względem. Miałam wielkie oczekiwania wobec "Królewskiej Klatki", ale trochę się rozczarowałam. Przez pierwsze pół książki wiało nudą, a nawet, gdy zaczęła się akcja, już nie czytałam jej z taką samą przyjemnością, jak poprzednich tomów.


Przez pierwsze pół książki, jak wspominałam, było niezbyt ciekawie. Trochę się wynudziłam, bo byłam przygotowana na coś wielkiego, natomiast tam jest zero akcji. Większość czasu uciszona Mare spędza w swojej ekskluzywnej komnacie. Tam ma czas na przemyślenia, zrozumienie swoich błędów, wszystkich, jakie popełniła, od kiedy zrozumiała, że nie jest zwykłą Czerwoną. Wspomina etapy, jakie przechodziła z Mare, przez Meerinę, aż po dziewczynę od błyskawic. Uświadamia sobie, co mogła zrobić lepiej, co po drodze straciła, a ile zyskała.

Na całe szczęście nie tylko Mare prowadzi narrację w tej części. W tym czasie oczami Cameron, Nowej o mocach takich, jakie posiada Cichy Kamień, możemy oglądać przygotowania Szkarłatnej Gwardii do uderzenia w króla. Myśli drugiej osoby w książce pozwalają nam na głębsze poznanie wydarzeń, które odbyły się po zakończeniu drugiego tomu i nie skupieniu wyłącznie na izolacji Mare i jej rutyny. Co nie zmienia faktu, że było nudno. Cameron jest takim samym zbuntowanym bachorem jak w "Szklanym Mieczu", jednak teraz jest gotowa stanąć do walki, aby uratować Czerwoną Królową, która poświęciła się za nią i wszystkich pozostałych, postanawiając zostać więźniem najgorszej kreatury, jaką znają. Niezmiennie Cameron przypomina o swoim bracie, który nadal przebywa w dziecięcym legionie Duszni. Choć nie zbiera się na to, by ktoś miał jej pomóc, dopóki Mare nie zostanie odbita, dziewczyna skupia się na tym, by go ratować.

Przez cały ten czas możemy głębiej obserwować obsesję Mavena oraz trochę lepiej poznawać jego wnętrze, które dość mocno się różni od tego, co próbuje pokazać swoją postawą. Król jakkolwiek silny, jest młody, a w tym wieku trudno trzymać się władzy. Podczas spędzonego z nim czasu, Mare jest w stanie dojrzeć okruchy tego, co widziała w nim na początku, gdy się poznali. Ale, czy to nie jest tylko maska, którą zakłada, gdy zamienia się w aktora, który chce zdobyć to, czego pragnie? Mare sama już nie wie, jedno jest pewne, nie każd, kto wydawał się wrogiem, na pewno nim jest, a ci którym najbardziej ufaliśmy, mogą nas zawieść. Czy Czerwona Królowa zdoła się wydostać, a jeśli tak to, pozostanie po tym tą samą osobą? To wszystko zobaczycie w tej części serii.

Czytając, miałam wrażenie, że autorka próbowała zapchać treścią strony, by książka była grubsza od poprzedniej. Występowało mnóstwo zbędnych scen, niektóre myśli i wątki powtarzały się po kilka razy i nie wnosiły niczego nowego do historii. Było też jednak parę rzeczy, które oceniam zdecydowanie na plus. Victoria Aveyard nadal trzyma poziom i wszystko, co wykreowała wydawało się mieć sens, każdy szczegół wydawał się być elementem całej historii. W drugiej połowie książki wreszcie zaczyna się dziać. Przez pewien czas mamy nawet tak wartką akcję jak w poprzednich tomach.

Nie powiem, książka była niezła, ale nie może konkurować z poprzednimi tomami. Miałam wrażenie, że autorka pisząc, robiła jeden krok do przodu i dwa do tyłu. Szczegółowo opisywała najmniej ważne i nudne sceny, natomiast te, w których potrzebowaliśmy więcej, bo naprawdę wciągały, zostały napisane ogólnikowo, jakbyśmy sami mieli sobie wymyślić ciąg dalszy. Podczas lektury "Królewskiej Klatki" miałam mieszane uczucia. Uwielbiam serię "Czerwonej Królowej" i nie chciałam jej spisywać na straty, gdy zaczynając "trójkę", miałam ochotę wyrzucić ją przez okno, a zagłębiając się dalej, zasypiałam. Nudziła mi się i dłużyła nawet, kiedy się wreszcie rozkręciła. Zakończenie zostawia czytelnika z ogromnym znakiem zapytania, które niepodobnie, jak to było w przypadku drugiej części, gdy umysł krzyczy o ciąg dalszy, tylko łamie serce, bo dzieje się coś, czego nigdy byśmy się nie spodziewali. Po tym, jak autorka wznosi mury, które podobno mają nas ochraniać i dawać szczęście, burzy je, pozostawiając nas z niczym i to jest właśnie druzgocące.


Cieszy mnie, że Victoria potrafi płynnie przechodzić między wydarzeniami i kierować nasze emocje tak jak chce, jednak tutaj działało to tylko połowicznie. Myślę, że gdyby fabuła się niepotrzebnie nie dłużyła, można by spokojnie zamknąć losy Czerwonych i Srebrnych w tej części, ale zakończenie jasno daje nam do zrozumienia, iż to nie koniec. Wręcz przeciwnie, to nowy początek. Obawiam się, że kolejne książki mogą być tworzone tylko ze względów komercyjnych. Po "Królewskiej Klatce" naciągniętej do granic możliwości, aby można było coś jeszcze po niej wcisnąć, trudno domyślić się, czy kolejne nie byłyby takie same, ale nawet jeśli, to już teraz wiem, że sięgnęłabym po kolejną część. Muszę wiedzieć, jak zostanie rozwiązana ta sprawa i jak poukładają się wątki, które zostały w tej części mocno rozwinięte, choć w poprzednich tomach wydawały się tak odległe, by kiedykolwiek miałoby do nich dojść. W serii "Czerwona Królowa" jest coś takiego, co mimo tej małej, w porównaniu do tego, co dostaliśmy wcześniej, porażki, nie pozwoli nam odpuścić i odłożyć tej serii na zawsze. To tak z najlepszym przyjacielem - gdy pozna kogoś nowego, komu poświęci swój cały czas, i tak nie odrzucisz połączenia, gdy do Ciebie zadzwoni. Dlatego właśnie kupię i będę czekała na każdą kolejną książkę, a słyszałam plotki, że części ma być nawet 6! Szczerze mam jednak nadzieję, że ta wszystko skończy się w przyszłym tomie, ewentualnie pojawi się jeszcze piąty. Niewiadomo, na co wpadnie genialny umysł Victorii Aveyard, ani co wyjdzie spod jej złotego pióra.

Mimo wszystkich negatywów, które napisałam i to jedynie po to, by podkreślić, że podekscytowanie "Królewską Klatką", wywołane poprzednimi tomami, może okazać się zgubne, ogromnie ją polecam, bowiem każdy ma inny gust, komuś może akurat spodobać się dynamizm, który zobaczy w tej części. Książka nie jest źle napisana, wręcz przeciwnie! Styl autorki nie zawodzi, ale tym razem akurat liczne i długie opisy oraz monologi trochę mnie przytłoczyły. Poza tym ogromnie się cieszę, że postanowiłam kupić tę książkę i przeczytałam ją, gdy jeszcze trwało moje pozytywne nastawienie, bo kiedy ono wyparuje, czytanie może okazać się trochę trudniejsze. Tak, czy tak, jestem dumna, iż mam ją na swojej półce i mogę szczycić się skompletowaną serią, a za każdym razem, gdy myślę o tej książce, nie mam negatywnych myśli, nie czuję znużenia, tylko od razu nasuwa mi się na myśl zakończenie, które mimo, że nie wywołało moich łez, to poruszyło mnie do głębi i jeszcze długo nie mogłam się po nim zebrać. Serdecznie polecam, jeśli zastanawiacie się, czy warto, bądź boicie, że zepsuje wam radość z czytania, jaką mieliście przy "Czerwonej Królowej" czy "Szklanym Mieczu". Warto przedrzeć się przez zarośla, aby dotrzeć do celu!


Brak komentarzy: