czerwca 19, 2018

PRZEDPREMIEROWO: Niebo na własność | Luke Allnutt


Rob Coates odnajduje swoją drogę do przebaczenia w fotografowaniu miejsc, do których niegdyś podróżował wraz z synem. Kiedyś miał wszystko, czego pragnie każdy człowiek. Przepiękną żonę Annę, wymarzonego synka Jacka, z którym zwiedzał wieżowce i klify. Dzięki chłopcu ma niezapomniane wspomnienia. No właśnie wspomnienia - bo choroba chwyciła w garść całą jego rodzinę. Jack zachorował na złośliwego guza mózgu, który przewrócił ich świat do góry nogami. Sprawił, że zarówno Rob, jak i Anna, coraz częściej się kłócili zamiast wspierać, aż w końcu całkiem się od siebie oddalili. Czy Rob i Anna zdołają się pogodzić z utratą syna?

"Czasami doświadczamy miłości w najbardziej nieoczekiwanych chwilach. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak łatwo mogą kogoś rozczulić."

W trakcie czytania książki i po jej przeczytaniu miałam takie wiele przemyśleń na temat jej i życia, że aż do tego momentu nie zdawałam sobie sprawy, iż tak trudno je będzie ubrać w słowa. Już czytając pierwszy rozdział można było poczuć namacalny smutek, który był zapowiedzią czegoś wielkiego, poruszającego, historii, która jest tutaj opowiedziana.

Rob i Anna mieli doskonałe życie i wymarzonego syna, a potem wszystko nagle się rozpadło. Zerkając na pierwszą stronę, widzimy pijanego Rob'a, który jest samotny i nieszczęśliwy. W retrospekcjach opowiada swoją historię wypełnioną przygodami, a później bólem i stratą. Sprawuje on narrację pierwszoosobową, dzięki której czytelnik może lepiej się wczuć, więc wszystkie aspekty i przeżycia poznajemy z jego punktu widzenia. Podobnie jak on przeżywamy całe cierpienie wobec świadomości, że jego syn umiera. Jego głowę zajmuje wszystko, desperackie poszukiwania innego wyjścia, fora internetowe, obsesyjne myśli i brak pogodzenia się z prawdą, które przysłaniają mu widok tego, jak oddalają się od siebie z żoną. To sprawia, że czytelnik również nie tak od razu to zauważa. Wszystko dzieje się samoistnie, choroba małego Jacka wywołuje wiele reakcji wśród otoczenia.

Autor serwuje nam tylko poszczególne momenty z życia rodziny przed chorobą, za to widzimy cały proces postępowania guza. Żałuję, że nie poznaliśmy chłopca od samego początku, tylko dopiero w wieku trzech, potem pięciu lat. Gdyby tak się stało, może bardziej mogłabym się do niego przywiązać. Sam wydaje się być o wiele dojrzalszy niż przystało na jego wiek. Dużą rolę w książce odgrywają fora, na których narrator często przesiaduje, czytając o historiach podobnych do jego, a które przydarzyły się innym rodzicom. Pisarz ukazuje solidarność, wsparcie i zrozumienie, jakie można dostać tylko od tych, w których życiu również coś takiego się wydarzyło.

To, o czym przede wszystkim opowiada książka, to niszczycielska siła nadziei, której kurczowo trzymają się ludzie niemogący pogodzić się z prawdą. O wszystkich wartościach, które zostają wystawione na ciężką do przejścia próbę, o życiu i śmierci oraz relacjach między ojcem a synem. Co najważniejsze, autor pisze z serca, doświadczeń walki z nowotworem jego ojca, więc wszystkie uczucia są prawdziwe, a emocje wręcz namacalne.

"Niebo na własność" to wzruszająca opowieść o niezgłębionej stracie dziecka przez ojca, nadziei, która czasami może być ślepa i dzielić oraz trudnym procesie zdrowienia. Historie takie jak ta na długo zapadają w pamięć i zmuszają do refleksji. Ta książka różni się do innych poruszających temat nowotworu, tym że nie skupia się na osobie chorej, ale na jej otoczeniu. Myślę, że to pozycja obowiązkowa, którą każdy powinien przeczytać, by zrozumieć, co czują ci ludzie. Książka wyjaśnia tę sytuację w zupełnie inny sposób, prawdziwszy i bardziej druzgocący niż znane wszystkim "Gwiazd naszych wina" czy "Promyczek" propagujące pozytywne podejście do życia, mimo wszystko.

"Wydaje ci się, że cały świat leży ci u stóp. Ale jest odwrotnie: to świat depcze po tobie."

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Otwartemu.

Brak komentarzy: