lutego 05, 2018

Fallen Crest. Akademia | Tijan

Premiera: 25.01.18
Ilość stron: 480
Wydawnictwo: Kobiece


Kiedy Sam dowiaduje się o rozwodzie swoich rodziców oraz przeprowadzce do nowego partnera jej mamy, ogarnia ją otępienie. Biega, by oczyścić się z emocji. Staje się zobojętniała na wszystko, podczas, gdy jej życie coraz bardziej się rozpada. Chłopak ją zdradza, przyjaciółki oszukują. Zaczyna nienawidzić świat, a strzępy relacji z matką, jakie jej zostały, całkowicie się zrywają. Zostaje sama, wszystko się zmienia, ale nic ją nie obchodzi. Nawet to, że jej przyszłymi braćmi mają stać się przystojni i znani w całym mieście bracia Kade.
Zagubiona i rozgoryczona, Sam nie zwraca na nich uwagi. Postanawia trzymać się od nich z dala oraz zachować w tajemnicy to, że z mieszka z nimi w bogatej willi. Z czasem jednak między nią a Masonem, starszym i groźniejszym z braci rodzi się uczucie, która może zburzyć mur, jakim się otoczyła.
Czy Sam postanowi wreszcie żyć? Czy wraz z braćmi Kade może stać się rodziną, której każde z nich w głębi duszy pragnie?


"Te łzy były inne. To nasza miłość je zmieniła i nawet sposób, w jaki trzymał mnie w ramionach, był inny. A może to ja się zmieniłam?"

To moje pierwsze spotkanie z Tijan i powiem szczerze, że nie spodziewałam się niczego wielkiego po tej książce. Sądziłam, że będzie to typowy romans o nastolatkach. W rzeczywistości książka porusza ważniejsze tematy, miłość jest zepchnięta na bok, ale nadal nie wychodzi poza schemat. Akademia mówi o problemach z rodzicami, poczuciu samotności, więziach, fałszywości ludzi i przekraczaniu granic, które sprawiają, że żyjemy w strachu przed opinią innych.

Samantha jawi nam się jako bohaterka prawie zupełnie wyzuta z emocji, których postanowiła się pozbyć akurat wtedy, gdy wszystko, co miała za pewnik, zaczęło się zmieniać. Ma cięty język i jest sarkastyczną buntowniczką. Czasami miewa przebłyski gniewu i żalu w konfrontacjach z matką, która tak przy okazji jest bardzo irytująca i żałosna, ale widać, że taki był zamiar. Nie wiem, czy jest to postać, którą można polubić. Nie wydaje się szczególnie sympatyczna, ale też nie irytuje i nie zachowuje się jak typowa zła na świat nastolatka. Muszę przyznać, że autorka wykreowała ją bardzo przekonująco. Właściwie każda postać w tej historii wydaje się na tyle autentyczna, że można uwierzyć, iż jest prawdziwa.

Mason i Logan to bracia mocno ze sobą związani. Nienawidzą swojego ojca i jego pieniędzy tak bardzo jak Sam swojej matki. Znani są jako najlepsi futboliści w drużynie publicznej szkoły Fallen Crest. To, że wybrali ją, zamiast Akademii, to tylko jeden z dowodów na to, iż nie są snobami. Poza tym, że każda dziewczyna wzdycha na ich widok, znani są z niebezpiecznych przygód, takich jak podpalanie cudzych samochodów, szczególnie tych przeciwnej drużyny. Jednak w ich przypadku słowa są jeszcze groźniejsze niż czyny. Nikt nie próbuje im się narażać.

W całej książce to Mason wzbudza największy niepokój. Jest zagadką, trzyma się na dystans i zawsze nosi maskę o nieodgadnionym wyrazie twarzy. Tajemniczy i oszczędny w gestach. Bliżej poznajemy go dopiero pod koniec, choć to i tak jest mało. Logan to ten głośniejszy z braci, młodszy o rok, spontaniczny, z ogromnym poczuciem humoru, ale równie niebezpieczny. W jakiś sposób Sam pasowała do ich grupy ze swoją mroczniejszą stroną osobowości.

Styl pisarki jest lekki, ale sama książka jest specyficzna i chwilami dłuży się przez zbędne sceny. W pierwszej połowie niewiele się dzieje, a akcja nic wnosi do treści. W drugiej dopiero zaczyna się robić ciekawiej, ale wszystko i tak toczy się dość swobodnie. Nie ma wielkich dramatów, zwrotów akcji, wszystko jest dokładnie przemyślane. Czasami pojawiały się wydarzenia czy dialogi, których intencji nie potrafiłam zrozumieć i nie wiedziałam tak do końca, co miały oznaczać w historii. Kilka razy byłam zaskoczona, dowiadując się o pewnych sprawach, a dodatkowego zdziwienia dodawały mi reakcje bohaterów albo ich brak, bo nie zawsze były opisane, przez co trudniej było się z nimi zżyć. Sam i Mason są raczej dość poważni, to Logan jest tym przyjaznym i radosnym, który pojawia się zawsze tam, gdzie zabawa.

Pierwsza część serii Fallen Crest opowiada o dorastaniu, różnych odcieniach przyjaźni, rodzinie i dość pobocznie o miłości. Może być pouczająca, bywa niepokojąca (przynajmniej dla mnie), pojawia się w niej równie specyficzne poczucie humoru. Całość przeczytałam w jeden dzień, a zakończenie było dziwne, nieco komiczne (ktoś na bookstagramie wspomniał, że przypomina modę na sukces), ale zadowalające. Moim zdaniem historia mogłaby się zakończyć już w tym miejscu, ale autorka stworzyła jeszcze - o ile się nie mylę - 6 tomów + dodatki, takie jak "Mason", które mam nadzieję, zostaną wydane w Polsce.

Mimo średniego zachwytu nad książką, jestem ciekawa dalszych części i z pewnością po nie sięgnę, choćby po to, by zobaczyć, jak dalej rozwinie się niezwykła relacja tej trójki, którą wszyscy zawiedli, by wreszcie bliżej poznać Masona i oczywiście sprawdzić, jakie kłody będą im podrzucać pod nogi złośliwi dorośli. Polecam serdecznie, jeśli nie macie żadnych ważniejszych planów czytelniczych, a macie ochotę na coś lekkiego.

"Gdyby chciał przejrzeć mnie na wylot, zobaczyłby tylko pustkę."

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Kobiecemu.


Brak komentarzy: