lutego 01, 2018

Na szczycie. Gra o miłość | K.N. Haner

Premiera: 27.10.16
Ilość stron: 400
Wydawnictwo: Novae Res


Reb i Sed wracają z wakacji. Chłopaki muszą wyruszyć w trasę, a Rebeka chciałaby znów zacząć żyć. Właśnie spadły na nią obowiązki, które wymagają odpowiedzialności, a ona będzie musiała się ich podjąć pod ich nieobecność. Dodatkowo oboje z narzeczonym wysuwają wielkie plany na przyszłość. Jak Reb poradzi sobie z rozłąką z ukochanym, tym bardziej, że od jakiegoś czasu wracają do niej wspomnienia z bolesnego dzieciństwa... A jej pamięć nadal nie. Czy to zaważy na ich związku?



"Cholernie bałam się tego, co miało być dalej, bo nic nie zapowiadało, że będzie lepiej."

Cóż, recenzja będzie raczej krótka, bo nie ma, co wiele się rozpisywać. Akcja książki rozpoczyna się mniej więcej tam, gdzie skończyła się pierwsza część. Również nie wiele się o od niej różni, bo powiela te same schematy, kłótnie i zgody. Język jest lekki, a chwilami też infantylny, więc trzyma poziom poprzedniego tomu pod każdym względem. Na całe szczęście jest dużo cieńsza, więc czyta się ją szybko. Pojawia się mniej dramatów, a zawarte wydarzenia nie odbywają się już w trasie, lecz w codziennej rutynie, do której główna bohaterka powoli wraca.

Rebeka w "Grze o miłość" stała się niestety bardziej samolubna i lekkomyślna niż mi się wcześniej wydawało, że jest. Sama nie wiedziała, czego chce od życia i podobnie jak Sedrick, zawsze działała pod wpływem uczuć, nie ponosząc konsekwencji za swoje zachowanie. Mam wrażenie, że nie wyciągnęła żadnych wniosków ze swojego trudnego dzieciństwa i nieprostego dorastania. Wiele razy miałam ochotę nią potrząsnąć. Miałam nadzieję, że wraz z przebiegiem książki to będzie się zmieniać i mogę nadal mieć, że w kolejnych częściach będzie tylko lepiej. Nie chciałam w poprzedniej recenzji rozwodzić się nad irytującymi cechami bohaterów, ale po drugiej części, która maksymalnie przypomina pierwszą, zaczęłam się po prostu nudzić. Na szczęście mojemu zdrowiu psychicznemu autorka nie powróciła do trójkąta miłosnego, ale dała jasną zapowiedź, że wróci i tego się obawiam.

Żaden z bohaterów mnie do siebie nie przekonał. O ile w pierwszej części rockowi chłopcy wydawali się mieć swój własny, uniwersalny urok, tak tutaj byli nie tyle denerwujący, co męczący, szczególnie, że w tym krótkim czasie wiele się w ich życiu zmieniło i to powinno im dać do myślenia... Nie dało. Wszyscy charakteryzują się brakiem szacunku do siebie i innych, co jest dla mnie nie do pomyślenia, nawet w przypadku takich gwiazdeczek. Jednak to właśnie postacie nadają tej serii charakter, a to sprawia, że nadaje się do przeczytania jedynie dla młodzieży, i to oczywiście tej starszej.

Pisząc tę recenzję, jestem już w trakcie czytania następnego tomu, czyli "Nieczystej gry", która zapowiada się o wiele lepiej pod względem zarówno pisania, jak i rozwinięcia postaci. Żadna z książek nadal nie jest dopracowana i mimo że wątki są różnorodne, mam wrażenie, że mimo to nic nowego nie wnoszą do historii Reb, Seda, a już szczególnie chłopaków. Plusem jest mniej szokujących scen, choć rzecz jasna nadal jest i dużo. Pisarka nie rezygnuje ze swojego kontrowersyjnego uroku, więc jeśli lubicie jej twórczość to na pewno Wam się spodoba. Jeśli jednak mam wyrazić swoje zdanie, to seria "Miłość w rytmie rocka" nie dorównuje Morfeuszowi i jego "Mafijnej miłości", więc pewnie ponownie do niej nie wrócę. Jednak zaskakujące zakończenie z perspektywy bohatera drugoplanowego budzi ciekawość, by sięgnąć po kontynuację, i mimo wielu wad, historia ma w sobie coś, co sprawia, że nie można jej odłożyć.


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Novae Res.

Brak komentarzy: