września 27, 2017

PREMIEROWO: Najlepszy powód, by żyć | Augusta Docher


Dominika budzi się w szpitalu kilka dni po wypadku, do którego przyczynił się jej ukochany ojciec. Wcale tego nie chciał i ona to wie, byli sobie bliżsi niż ktokolwiek na świecie. Teraz on jest w więzieniu, a ona załamana stanem swojego ciała nie tęskni życiem. Wszystkie wydarzenia odbijają się na niej nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Na jej drodze staje jednak młody lekarz, choć między nimi coś się zaczyna, jeszcze szybciej się kończy, gdy poznaje jego brata Marcela, czarną owcę. I choć wydaje się, że ma więcej powodów, by zniknąć niż żyć, a jej nie serce nie jest w stanie już nikogo pokochać, on sprawia, że zaczyna w to wątpić...


 "Nie sposób skąpić kolejnych szans, gdy kogoś kochasz. I choć rozsądek podpowiada, że to głupie, że będziesz cierpieć, że znów spotka cie rozczarowanie, póki kogoś kochasz, twoje serce nie potrafi skapitulować." 


Nie wiem, co napisać o tej książce. Wiem, że znajdą się niewymagający czytelnicy, którym się spodoba, ale dla mnie okazała się ona ogromnym rozczarowaniem. Pierwsze strony to były katusze, później akcja się trochę rozkręciła, a podobało mi się jedynie ostatnie sto stron. Zakończenie jest ciekawostką, bo zostało urwane w połowie i może zaskoczyć, bo sugeruje, że może być jakiś ciąg dalszy, ale nawet to jej nie ratuje.

Z początku narratorką jest tylko Dominika. Rozdziały dzielą się na "teraz" i "przedtem", czyli czas obecny i ten krótko po wypadku. Ten drugi zdecydowanie zmasakrował książkę. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Sama bohaterka była irytująca i dziecinna. Z biegiem czasu odbija się na niej piętno wszystkich wydarzeń i z niedojrzałej dziewczyny przemienia się w zimną jak lód królową śniegu. To nieco poprawia jej stan i można ją nawet polubić. Z czasem pojawia się również narracja ze strony Marcela, którego myśli autorka opisuje w dziwny sposób, wplatając dziwne powiedzonka, które w zamiarze chyba miały być modne wśród młodzieży, niestety tylko utrudniały czytanie. "Sebixów" i innych Januszy tam nie brakowało. Nie mam pojęcia, skąd pomysł na taki język. Choć książka napisana jest lekko, to muszę przyznać, że chwilami nawet infantylnie. 

Mimo wielu minusów w postaci języka, bohaterów i tematów, którym autorka nie do końca podołała, to jednak należy wspomnieć, że jest poruszona trudna tematyka. Bohaterka zmaga się objawami depresyjnymi, ma też traumę po wypadku, która wypaliła na niej widoczne blizny - dosłownie. Nie brakuje problemów rodzinnych, dorastania, zaufania oraz innych, które często poruszane są w literaturze młodzieżowej.

To moje pierwsze spotkanie z tą autorką, podobno jednak inne jej książki oceniane są bardzo dobrze. Może tą pozycją nie trafiła w gatunek. Choć historia mnie nie przekonuje i jest trochę naciągana, to jednak nie żałuję, że ją przeczytałam. Styl pisarki, co prawda, znacznie mi to utrudniał, ale jestem pewna, że początkującym czytelnikom się ona spodoba. Mnie podobał mi się jeden wątek, a mianowicie relacja między Dominiką, a jej tatą, która była piękna i przetrwała wszystkie dobre i złe chwile. Jest to raczej smutna opowieść, która nie wywołała we mnie zbyt wielu emocji, ale widać w niej gołym okiem nadzieję na lepsze jutro. Może was skłonić do refleksji, co byście zrobili na miejscu głównej bohaterki?

Wydawnictwu należą się gratulacje za stworzenie pięknej okładki, która skłania do zakupienia książki, więc jeśli się nie zniechęciliście i czujecie, że opis książki do Was przemawia, to już od dzisiaj można ją dostać w księgarniach internetowych i stacjonarnych.

"Ludzie niepotrzebnie boją się śmierci. Jeśli Bóg istnieje, pójdziemy do nieba, chyba że byliśmy naprawdę wstrętni i źli, wtedy do piekła, ale przecież jest czyściec! A jeśli Bóg nie istnieje, to jeszcze lepiej. Po prostu nas nie ma, a jak nas nie ma, to nie wiemy, że kiedyś byliśmy. Czyż to nie piękne? Zawsze jest jakieś dobre wyjście."


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Znak. 

Brak komentarzy: