czerwca 15, 2017

Co przyniesie wieczność | Jennifer L. Armentrout


Co przyniesie wieczność

Jennifer L. Armentrout

Wydawnictwo Filia




Jest to lekka pozycja dla młodzieży, która porusza trudny temat, z którym mierzą się główni bohaterowie. Książka przedstawia skutki dramatu, który wydarzył się w przeszłości, a teraz ma władzę nad życiem osób, które - nie z wyboru - wzięły w nim udział.

Mallory Dodge "Myszce" cisza służyła za broń, która mogła ją ocalić. Dźwięk to coś złego. Tego nauczyła się w dzieciństwie. 
Cztery lata później najgorsze przeminęło, ale nie cisza. Strach przejmuje kontrolę nad jej życiem, a to, co było jej ochroną, staje się uciążliwym balastem, którego nie może się pozbyć. Po latach indywidualnego nauczania dziewczyna stawia sobie nowy cel. Musi zmierzyć się z ostatnią klasą w publicznej szkole średniej.
Już pierwszego dnia wpada na Ridera Starka, którego nie widziała od pamiętnej nocy, kiedy raz na zawsze wyrwała się z piekła. Był jej najlepszym przyjacielem i opiekunem, jedynym dobrym wspomnieniem z jej bolesnej przeszłości. Z początku wydaje się, że Rider wkroczył w przyszłość bez szwanku, ale Mallory uświadamia sobie, że chłopak ma swój własny wymiar cierpienia. Teraz musi odważyć się, by ujawnić prawdę i zacząć walczyć o kogoś, kogo kocha.
Pytanie tylko, czy jej się uda.

"Wieczność była czymś, co braliśmy za pewnik, ale problem z nią był taki, że tak naprawdę nie istniała."

Z samego streszczenia możemy wywnioskować,  że bohaterowie będą zmagali się z demonami przeszłości, a każdy z nich poniesie inne jej konsekwencje. Mallory jest cicha i bojaźliwa. Jest tą bohaterką o słabszej psychice, którą trzeba się opiekować i której niezbędna jest pomoc. Przez całą książkę obserwujemy jej wewnętrzną walkę między tym, co robi, a co chce zrobić, a w czym paraliżuje ją strach. Uraz z przeszłości sprawia, że każdy krok w przód jest dla niej ciężki do zdobycia, a staje się jeszcze trudniejszy, gdy otwierając drzwi do nowej poukładanej przyszłości, los stawia jej na drodze ważny element przeszłości. Musi skonfrontować się z demonami, bowiem okazuje się, że nie wszystkie sprawy zostały zamknięte.

Mallory jest jedyną narratorką w książce, więc bliżej poznajemy jej uczucia i myśli. Łatwo było mi ją zrozumieć, bo sama jestem osobą nieśmiałą, więc poczułam z nią pewnego rodzaju więź. Mimo wszystko, z czasem jej rozterki stawały się denerwujące. Jej postępy ciągnęły się w nieskończoność przez ponad pół książki, tak samo z resztą wątek miłosny. Praca nad sobą szła jej mozolnie, ale nie możemy jej za to winić, biorąc pod uwagę to, co przeżyła. Niektóre próby jej "odwagi" wydawały mi się niezbyt przekonujące, a nawet naciągane. Myszce trudno jest dodać słowo od siebie podczas śniadania, za to dość łatwo potrafiła się buntować. Nie można jednak nie wspomnieć o tym, że pomimo wszelkich słabości, Mallory cierpliwie dążyła do celu, miała wielkie serce oraz siłę, która drzemała bardzo głęboko wewnątrz niej, czekając tylko, by ją budzić.

Trochę trudniej było mi rozszyfrować Ridera. Widzimy go oczami Mallory, dla której jest rycerzem obrońcom, który jest samowystarczalny i ma zwyczaj przejmowania się wszystkimi, tylko nie sobą. Gdy spotykają się po latach, okazuje się być troszkę inny niż wnioskowaliśmy z jej wspomnień. Nie jest "bad boyem", ale bohaterka trochę próbowała go na takiego wykreować. Olewa szkołę i kompletnie nie stara się na tym polu, pozwalając, aby nauczyciele oraz otoczenie uważało go za kogoś, kim nie jest. Kogoś, kogo nie stać na wiele, a jest wręcz przeciwnie. Rider ma artystyczną duszę. Jest wrażliwy i opiekuńczy, szczególnie wobec Mallory. 
Gdy dziewczyna znów pojawia się w jego życiu, jest gotów poświęcić wszystko, żeby mieć ją blisko i nie pozwolić więcej odejść. Od kiedy zostali rozdzieleni, targały nim wyrzuty sumienia i strach, co będzie, jeśli Myszka trafi do jeszcze gorszej rodziny niż ta, w której przebywali. To nie przeminęło nawet wtedy, gdy stało się jasne, że jego przyjaciółce nic już nie grozi. Rider jednak codziennie walczy z własnym wymiarem samotności, zagubienia i poczucia bezsensu, na które wpływ ma przeszłość.

Wszyscy są przeciwko Riderowi, mówiąc, że nie jest odpowiednim towarzystwem dla Mallory, ale ona nie zamierza się poddać i pozwolić od niego oddzielić. Już nie.



"Zostaliśmy rozdzieleni.Ale tak naprawdę nigdy o sobie nie zapomnieliśmy."

Mam wrażenie, że autorka nie do końca podołała tematowi, jaki wybrała. Poruszyła bardzo cienką granicę i po niej stąpała. Mogliśmy zobaczyć wspomnienia z przeszłości Mallory, w których był i Rider. Rider, który czytał jej bajki, gdy się bała, znajdował bezpieczne schronienie, kiedy było niebezpiecznie, przyjmował na siebie całe zło i mówił "tylko się nie odzywaj". To pomogło jej przetrwać. Przez cztery lata rozłąki wiele się mogło zdarzyć, a raczej powinno. Mallory miała specjalistyczną pomoc, która miała jej pomóc ruszyć do przodu, a tymczasem widzimy tę samą dziewczynkę, co we wspomnieniach, która chowa się po kątach. Rider nadal jej broni, choć nadal jest bezsilny, bo pławi się w swojej beznadziejności, a choć Myszka to widzi, nic nie robi. I to chyba najbardziej mnie denerwowało, bo choć jasno mieliśmy pokazane, że coś nie gra, to jedyne starania z jej strony pojawiały się w formie pytania "na pewno wszystko dobrze?", jakby nie widziała, że nie. Nawet nie starała się dociec prawdy. Wszystko kręciło się głównie wokół jej uczuć, ale to nie rzuca się tak w oczy, jeśli poświęcamy swoją uwagę także innym bohaterom. Rider wydawał się o wiele bardziej autentyczny, jednak dziwnie niczym nie poruszony. 
Jak wspominałam, autorka chyba nie do końca wiedziała, jak pociągnąć temat, żeby książka rzeczywiście mówiła o dwóch skrzywdzonych duszach, które się ze sobą splatają. "Co przyniesie wieczność" to mieszanka paru innych książek Young Adults, które na pewno już znacie. Także wątek miłosny jest tutaj słabo przedstawiony i musimy na niego czekać całą książkę, ale to w sumie budzi ciekawość w czytelniku i jest lepsze niż błyskawiczna miłość.

Podobali mi się bohaterzy drugoplanowi, którzy nadawali książce kolorów oraz motyw rodziny. Styl pisania autorki jest lekki i miły. Lekturę pochłania się szybko i z ciekawością. Nie ma tu niewiadomo jakiej akcji, ale nie jest też nudno. Co prawda książka mogłaby równie dobrze być o połowę krótsza, ale dodatkowe strony to dodatkowy czas w doborowym towarzystwie i jeszcze więcej czasu na zastanawianiu się, o co chodzi z niektórymi bohaterami, których nie potrafiłam rozgryźć. Zauważyłam, że wiele tajemniczych wątków, choć dostało rozwiązanie, nie zostało wytłumaczonych, więc mam wrażenie, że od nadmiaru stron, w którymś momencie autorka się pogubiła, nie wytłumaczyła go czytelnikowi jak trzeba albo nie miała konkretnego pomysłu. Fabuła nie jest jakoś bardzo przewidywalna, chociaż podczas czytania nie zastanawiałam się do przodu nad tym, co będzie, dałam się nawet kilka razy zaskoczyć, a raz zszokować, bo przyzwyczaiłam się do łagodności bohaterów.

Poruszone są także takie wątki jak selekcja między bogatymi i biedniejszymi, zaufanie, pomoc dla innych.




"Co przyniesie wieczność" to napisana lekko historia dwóch ludzi, których los połączył na wieczność, która nie istnieje. Jest w niej dużo ciepła, poczucia humoru, ale także bólu i niezrozumienia. Pokazuje, jak nieidealne jest życie, ale jeśli mamy kogoś, kto chce nam pomóc przez nie przejść, możemy dać sobie radę. Jeśli lubicie historie o miłości, przyjaźni i życiu to książka dla Was. Także dla wszystkich czytelników Colleen Hoover, JA Redmerski czy Jamie McGuire albo po prostu dla tych, którzy chcą spędzić miło czas. Mam parę śmiesznych wspomnień z tą książką, bo wiele dialogów w niej mnie po prostu rozrywało ze śmiechu, co z perspektywy czasu, gdy myślę o wszystkim, co wydarzyło się w książce, wprawia mnie w melancholijny nastrój. Bardzo polecam na wieczór lub weekend!

Brak komentarzy: